Strona:Klemens Junosza - Wilki Wesołego!.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

o niego martwił? Ja się tylko pytam, dlaczego un pana kimornika nie zjadł?
— Jak pan widzisz, nie jestem otyły, nawet bardzo szczupły jestem... same kości i skóra.
— Pfe! cóż to?... un tak lubi tłuste mięso, ten rozbójnik?!
— On jest taki mądry, że jak wpadnie w stado owiec, to zawsze najtłuściejszą chwyta. Zapytaj się pan chłopów, oni dobrze się na tem znają...
— Panie kimorniku, ja sobie siądę!...
— Kto z panem dojdzie do ładu? — dopiero siadamy, znów idziemy i znów siadamy... trzeba się zdecydować albo tak, albo tak...
— Mój panie kimorniku, mój złoty, panie kimorniku! — ja sobie trochę siądę... Pan wiesz, że ja mam, za pozwoleniem, feler i inną słaboszcz też mam, co jeszcze gorsze niż feler. Bardzo brzydka słabość. Miej pan miłosierność... siądźmy trochę...
— Ha, cóż mam robić? siadajmy.
— Ale trzymaj pan swoje strzelbe w garści... ja pana proszę, trzymaj pan mocno!
— Poco?
— Od wszelkiego wypadku... Powiedz pan, panie kimorniku, czy taki wilk idzie sam, czy, broń Boże, w kupe?
— Zwykle chodzi całym kahałem.
— Wiele ich może być w takie kompanije?
— Rozmaicie, czasem sześciu, dziesięciu, dwudziestu...
— A pański strzelba wiele może strzelić?
— Dwa razy.