Strona:Klemens Junosza - Wilki Wesołego!.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co będzie z te ośmnaście?
— Nic nie będzie; zanim broń nabiję....
— Panie kimorniku, ja pana proszę, my wstańmy, my chodźmy... co my tu wysiedzimy?... Czy to człowiek jest, za pozwoleniem kogut, żeby siedział jak kura na jajki?...
— Dalibóg nie wiem jak panu dogodzić? — to siadamy, to idziemy — do czego to podobne! Przyznam się, że mnie to już nudzi. Ja jestem komornik, moja rzecz zrobić zajęcie, sprzedać — a pan każesz mi to siadać, to iść, trzymasz mnie pan całą noc w lesie, jak dzikie zwierzę. Ja nie potrzebuję takich interesów!... Dawaj pan torbę z papierami — ja powracam do domu. Dla pańskiej satysfakcyi, nie będę się włóczył po lesie, jak cygan. Bądź pan zdrów. Mam zdrowe nogi, nie cierpię na żaden feler, trafię gdzie do wsi, najmę sobie konie i pojadę do domu.
— A ja? — wrzasnął rozpaczliwie Fajn — a ja co mam robić?!
— Albo ja wiem? — nocuj pan sobie w lesie, cóż mi do tego.
Żyd rozpaczliwie uczepił się mego rękawa.
— Panie kimorniku, panie kimorniku! nie zostaw mnie pan! Co pan chcesz?... ja panu dam... ja panu dam dwadzieścia pięć... dwadzieścia siedm... trzydzi rubli — gotówką! nie opuść mnie pan, nie zostaw samego w takie paskudne miejsce...
— Cóż ja panu poradzę? Masz pan taki ogromny brzuch!
— Aj, niech moje wrogi dostaną ten brzuch! to głupstwo jest... to właśnie feler jest...