. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
kienki dla córek... Zobaczywszy fatalny regestr zamilkła i postanowiła poczekać, wstrzymać się z tym wydatkiem do przyjaźniejszéj pory. Wreszcie może z własnego gospodarstwa co jéj wpadnie...
— Idź już spać — rzekła do męża — tak późno...
„Przeciętny” obejrzał się, westchnął głęboko i ująwszy żonę za rękę, zapytał...
— Powiedz duszko, kiedy się to wszystko skończy? Kiedy odetchniemy? kiedy nareszcie przestaniemy ciągle grać w zielone?
Księżyc unosił się nad ziemią, chrościele odzywały na łąkach, nad moczarami wlokła się biała mgła.
Na jednéj biedce jechało trzech żydów. Na honorowém miejscu siedział Pinkus, obok niego przyczepił się Symcha, a szwagier Mordki — Joel, najszczuplejszy, najchudszy, a pod względem bogactw i uczoności najmniéj wśród tych pasażerów wybitny, zajął najniewygodniejszą pozycyę na przodzie ciasnéj biedki, i pół klęcząc, pół siedząc, poganiał wychudzoną szkapę...
Symcha i Joel rozmawiali o dokonanéj tranzakcyi, obliczali prawdopodobne zyski i śmieli się na całe gardło z radości, że udało im się zrobić doskonały interes.
— Wiecie, co reb Symcha — rzekł Joel — mnie się zdaje, że ten szlachcic zrobił wielkie głupstwo, spuszczając nam ziarno za tę cenę.
— Wielka rzecz, oni wszyscy tak robią!
— A dlaczego oni nie robią inaczéj?
— Dlatego, że mają ciężkie głowy do rachunku — rzekł Symcha...
Pinkus fajkę z ust wyjął...
— To nieprawda — rzekł — oni tak muszą robić, bo oni bardzo biedne i bardzo przyciśnięte są...