. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Tam nawet mieszkać było niepodobieństwem...
Jakim sposobem?! kiedy wszystkie baby w Topolinie widziały na własne oczy, jak nieboszczyk hrabia zawsze o północy chodził po pokojach, z woskową świécą w ręku, oglądał wszystkie kąty i wzdychał, to znów jak cień ześlizgiwał się do ogrodu, oglądał każde drzewko, każdy krzaczek i znikał.
Potem światło zaraz gasło, a po wszystkich pokojach zaczynało się chodzenie, tupanie, szurganie papierami i brzękanie szkłem.
Coś chodziło wyraźnie.
Czasem znowuż, jakaś „osoba” biała właziła w komin i zawodziła tam płaczem takim wielkim i bolesnym, że aż się zimno od niego robiło.
Jak trzeci kur zapiał, ustawało wszystko i po dniu żadnych śladów nie było widać, tylko coraz to cegła z komina upadła, to kawał tynku odleciał ze ściany, to znów spaczona od wilgoci rama okienna wykrzywiła się i zgniotła szybę, która się z brzękiem na drobne kawałki rozbiła.
Za okienicami gnieździły się nietoperze, a co wieczór siadywały na dachu dwa puszczyki i mizdrzyły się do siebie, zawodząc żałosny duet, drapiący po nerwach jak nożem.
I na tę pustkę znalazł się amator, podobno aż z Warszawy.
Znałem go.
Trudnił się on specyalnie pisaniem wesołych głupstw, aż nagle zachciało mu się sielanki — i uciekł na wieś.
Instalacya odbyła się bez żadnych szczególnych uroczystości, bez mów powitalnych, bez uczty, ot tak sobie poprostu, jak najzwyczajniejsze przeprowadzenie się z domu do domu.
Wydobyto z kilku chłopskich furek lary i penaty