. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
nim proboszcz rozpoczął kazanie, o tém tylko między ludźmi była gawęda.
— Ej, kumie, kumie, — mówił stary Onufry, częstując Jacentego tabaką, — żeby aby ten człowiek nieszczęścia jakiego na wieś niesprowadził.
— Wolać w tém Boga miłosiernego — odpowiadał nabożny Jacenty — tyle lat na świecie żyjemy i jeszcześmy takiego narodu nie zaznali...
— Pewnie, pewnie — albo to nie grzech i nie obraza boska, nocą świéczką świécić? a komu w nocy świéczka? juścić nie Panu Bogu!
— Albo jenszy by się nie bojał w takiém domostwie mieszkać? gdzie coś chodzi.
— Czekajcie! czekajcie! — ozwał się głos trzeci — ja wam coś powiem. Pisarka z gminy gadała co on za jeden; wiadoma rzec, sama praśport jego wójtowi czytała, toć tam musi coś stoić w tym praśporcie i prawdziwie stojało w nim, pisarka gadała, że on je taki... jakoś się po miemiecku nazywa.
— Jak? jak?
— Ale jak? kiedym zabacył, niby to kużden może takie paskudne przezwisko spamiętać?! Michałku! — rzekł, trącając wyrostka ciągnącego papierosa, nie pamiętasz to, jak pisarka gadała o tym nocnym Marku z Topolina?
— Pamiętam — powiedziała, że to taki „luternik.”
— Luternik! a niechże go marności! a cóz to za stworzenie ten luternik?
— To pewnie będzie od luterskiéj wiary starszy poganin...
— Ej, nie bajalibyśta Janie, nie bajali — odezwał się jakiś gospodarz, — tać sam go widziałem, jak w kościele zeszłéj niedzieli na wotywie był, a potém na cmentarzu, ot tu w tém samém miejscu akuratnie, z księdzem stojał i tabakę zażywał...
— To niby on księdzu, czy ksiądz jemu?