. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Wedle tabaki?
— A juści...
— Ksiądz jemu! jeszcze jak! w tabakierę puknął, sam poniuchał — a potém jemu mówi: naści dobrodzieju, francuzka!
— I nie bojał się?
— Rychtyk!? ksiądz by się go bojał? Wiadomo, że jakby było złe, toby się od księżéj tabaki we cztery smoły rozlało...
— O pewnie — ale dla tego on się nie rozlał?
— Zkąd zaś? Wsadził se cygar w gębę i poszedł gościńcem do Topolina, jeszcze se gwizdał cudacznie, dyć świadki na to są... ludzie widzieli...
— No, no... może to i tak, jak wy kumie powiedacie, może on i w kościele być i święconéj wody się nie boić, aleć zawdy, co nie po ludzku jego życie, to nie. Roli niema, nie sieje, ni orze i dlatego chleb je. Żeby choć jakie handle prowadził, jak nieprzymierzając żyd...
— Eh, widno, że nie żyd, moja kobieta była u nich w izbie, obrazy święte widziała...
— O! prawdziwie powiadają ludzie, że gdzie ciort nie da rady, tam babę posyła — a wasza kobieta tam po co chodziła?
— Jak zwyczajnie baba. Zębska ją zaboleli, aż jéj gęba het spuchła jak ćwierć, a że się dawniéj do dworu po różne maście chodziło, bo hrabina ludzi lekowała i miłosierna pani była, tak moja powiada, że pójdzie... a ja mówię: jak masz pójść to se idź, jeno mi tak nie lamentuj w chałupie, bo prawdziwie baba aż się wiła z bólu, niby nieprzymierzając piskorz w błocie.
— I poszła?
— A jakże... w takim bólu to by człowiek Bóg wie gdzie poszedł! Poszła, przeżegnała się na progu i powiada: „niech będzie pochwalony” a pani była