Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.
104
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Czegóż się śmiejesz?
— Ja wiem, że pan książki robi... jeno się krzynkę wstyda... Czegój się panie wstydać? tak i to dobra robota — jak i druga i ludziom na pożytek i Panu Bogu na chwałę, a źreśtom tera i na panów ścisk duzy, jensze się poobierali to za kupców, to za doktorów — a jeden, nawet dużego pana syn, za szewca ostał i nie wstyda się dla tego. Albo to, przez urazy wielmożnego pana, książkę robić, to psy po jarmarku łapać? czego się wstydać?
Znowu długie i mozolne tłumaczenie o tém, jak się książka robi.
Kiedy kolega mój zasapany skończył, w tém przekonaniu, że już dobrze rzecz całą wytłumaczył, chłop wraca znów do kwestyi.
— Wsyćko to prawda — rzecze — ale zawdy jedna książeczka długo panu nie zabawi... Wiela tam, dwa dni pan posiedzi to i zrobi. Albo to, czyja robota? — rzekł wskazując na szafę z książkami — gdzieby pan tyle książków nazbierał, chybaby wsyćkie jarmarki wykupił...
Protestacye nie pomogły.
— Niech mnie pan poratuje — mówił chłop, już wpół z płaczem — bo to widzi pan, ja kupiłem dwa pieńki pscołów po umerlaku...
— Po jakim umerlaku znowuż?
— No, juści po takim umerlaku co pomarł. Gadali, że po takim pszczoły się nie wiodą, tymczasowie zara mi się w pierwszym roku przyroiło dwoje, obsadziłem — i na bezrok już miałem ośm. Dopiero jak przyszła wiosna, tak niewiadomo zkąd nieszczęście się wzieno i troje upadło, a! panie takie roje — było ci w każdym po jakie trzy garce muchów! i ot tak zmarniały. Po wiadają, że to dla tego, że po umerlaku — ale ja myślę, że może tam w książce co stoi na to.