. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Albo ona nie żona?! Cierpię ja, to niech i ona cierpi, bo skoro Bóg Najwyższy złączył, to ju nic nie rozłączy, jeno rydel a motyka.
— Oj, żeby twoja baba miała rozum, wzięła dobrego dębczaka, a sprawiła ci uczciwe smarowanie, możeby ci sie po niem wódki odechciało.
Chłop rozrzewniać się zaczął.
— Oj, prawda panie, prawda! Ino przyjdę do domu, zaraz pleców nadstawię; powiem: „Jagóś moja, wal! wal jagodo kochana! pierz co wlezie, a synaczki, sierotki biedne, niech ci pomagają!
— A dużo masz jeszcze tych synaczków?
— Z najstarszym je ćtyrech.
— To nie becz i nie upijaj się, tylko się wytrzeźwij, idź do wójta, a on cię nauczy jak masz zrobić wybór; to ci najstarszego do wojska nie wezmą, a jak młodszy który dorośnie, to za niego pójdzie. Jest prawo takie, widzisz.
— A co?! — zawołał chłop tryumfująco — taki pan wielmożny są pisorz!
— Nie nudź już mój dobry człowieku. Naprzód się wyśpij, żebyś był przytomny i żebyś nie plótł jak na mękach, a jak się wyśpisz, to idź do gminy i powiédz wójtowi, co chcesz zrobić, a on cię nauczy gdzie masz iść daléj.
— Niech Bóg wielmożnemu panu za dobrą radę w dubelt nagrodzi. Gdzie zaś pan każe tę prosięcinę ostawić?
— Zabierz z sobą i chowaj na swój użytek...
Ale przekonaj pijanego!
— Albo to ja taki, żebym z gęby cholewę robił?! Ho! ho! skoro rzekłem, ze dom, to dom. Szkoda mi prosięcia, ale i dziecięcia szkoda... zreśtom ryzyk fizyk! co ma być, to będzie! albo prosię stracę i dziecko poratuję — a zaś jak nie — jak mam dziecko stracić, to niech i prosioka stracę! wzieni dyabli krowę, niech wezmą