. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Są jednak ludzie, którzy powszechnéj radości nie dzielą — bo już dla nich ognisko szczęścia wygasło i spopielało na zawsze... tylko resztki dymu gryzą im oczy i łzy wyciskają. Są ludzie, którym ciężko na duszy w tę piękną, w blaski przystrojoną noc czerwcową...
Ich już nawet tajemniczy kwiat paproci nie nęci, bo wiarę w możność szczęścia stracili — i złamani, zgnębieni, zdają się nic nie widziéć, na nic nie patrzéć, oprócz na krzyż jedynie, z którego ramion rozciągniętych nad światem spływają krople pociechy... poczętéj w krwi i męce...
Smutno to żegnać ukochane kąty, w których urodziło się i wzrosło — smutno je porzucać na starość... Serce się rozdziera, opuszczając nizkie ściany domku, gdzie życie upłynęło całe, domku, w którym cieszyło się, radowało, cierpiało, a i kochało tak wiele. Przy rozstaniu się z temi martwemi ścianami, obrazy przeszłości przesuwają się jedne po drugich przed załzawionemi oczami, jak długa równianka z kwiatów przeplatanych cierniami, a raczéj jak korona z cierni, między które kwiatek gdzieniegdzie się wplątał...
Żal kątów starych, żal kwiatów, a może i za cierniami tęskno...
Lecz trudno płynąć pod wodę; nie każdemu dano sił tyle, by z prądem walczył skutecznie, by przebił się, gdy fale prze i porywa, i na piaszczyste a samotne wybrzeża rzuca... W takich zapasach młode nawet siły łamią się, a cóż dopiero gdy na grzbiecie siedm krzyżyków już ciąży, drżąca ręka na kiju się wspiera — gdy starość barki jak kamieniem przygniata.
Boleśnie więc bywa i w noc świętojańską, bo jestże choć jedna sekunda, któraby od smutków była wolną? jestże chociaż moment, w którym ustałby fatalny siew łez i nieszczęścia?
Na lekko pofalowanéj powierzchni okolicy są roz-