4
KLEMENS JUNOSZA
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
.
|
Tkwi również w mojéj pamięci postać wesołego młodzieńca, w którego mieszkaniu, oprócz pogruchotanéj sofki i blaszanego lichtarza wartości kilku kopiejek, literalnie nie było nic więcéj.
Gdym wszedł ze świadkami i wierzycielem, młodzieniec ów skłonił mi się grzecznie i rzekł ze szczególną powagą.
— Panowie! wiem pocoście przyszli. Nie sądźcie, że spotkacie tu opór... Nie! Szanuję prawo, czczę sądy i z bezwzględną pokorą poddaję się ich mądrym wyrokom. Panie komorniku, pełnij pan swą powinność! Wyłączeń żadnych nie robię, a nad zajętemi ruchomościami gotów jestem przyjąć nadzór, ma się rozumiéć, za skromném wynagrodzeniem... Szanuję prawo i proszę, niech, bez względu na moje smutne położenie finansowe, bez względu na interesa familijne, na zamiar wstąpienia w związki małżeńskie — sprawiedliwość z całą surowością wykonana zostanie.
Był to obraz tak komiczny, że nie mogłem się oprzéć wesołości i wybuchnąłem śmiechem, asystujący zaś mojéj czynności wierzyciel zawołał:
— Nu, patrz pan dobrodziéj, jak un gada! jak un gada! żeby tak płacił jak gada, toby miał największy kredyt w całém mieście...
Ale wracam do rzeczy — do mego pamiętnika.
Jest w nim kartek wiele, bardzo wiele, gdyż praktyka moja była rozległa, czynności miałem mnóstwo. W wolnych chwilach, w święto zwykle, lubiłem notować swoje wrażenia „Z podróży po kraju dłużników.”
Spisywałem je dla rozrywki, dla przepędzenia czasu, bez pretensyi do stawania w szeregach rycerzy pióra... Otóż jedną kartkę z tego pamiętnika wydzieram i rzucam ją przed oczy wasze. Chcecie, czytajcie — jeżeli zaś nie macie tego zamiaru, to drugie dobrze. W żadnym razie z tego tytułu przymus osobisty wam nie zagraża.
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
.
|