. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
nęli? bez co tyla ziemi wykupiły niemce niemce różniakie i zydy?...
— To właśnie, panie, chciałbym ja wiedziéć. Może pon okumon to lepiéj zmiarkuje, co i po jarmarkach tyla jeździł i z organistami się zna, i nabozne pieśnie śpiewać umie.
Ekonom wąsami ruszył z dumą i namyślił się trochę, a potém zwrócił się z powagą do Kacpra i rzekł:
— Gadajmy tedy „per questiones” mój bracie.
— A jakze ja mam tak gadać cudacnie, kiej po miemiecku nie rozumiem!
— To téż widzisz, będziemy gadali po prostemu, po polsku. Czyś ty kiedy widział las?
— O to! Albo się mało cłek po lesie bydła napasł zamłodu, mało się to drzewa nawiozło, kloców nadźwigało?
— A... widziałeś kiedy jak to się burza porwie — ale taka co to, panie...dzieju, z piorunami — z gradem!
— Oj! oj! nieraz sprało po plecach siarczyście.
— To téż pewnie i to widziałeś, że jak burza wielka jest, to co największe drzewa obala, a maluśkie krzaczki, jałowce spokojnie se siedzą przy ziemi, i nic im. To widzisz, mój bracie, dobrze sobie w głowie rozkarkuluj, a dowiesz się czego chciałeś wiedziéć... — Tera bywaj zdrów, bo ja tu do organisty wstąpię.
Z temi słowy ekonom ku kościołowi zawrócił, a Kacper z Wincentową na wieś poszli.
Baba płakała i zawodziła głośno, a chłop rozważał słowa ekonoma.
Nareszcie stuknął się palcem w czoło, i rzekł sam do siebie:
— Miarkuję tera i ja! — i kiwał głową ze smutkiem, wzdychając nad ludźmi i losem, który nimi rzuca...
Na wzgórzach płonęły jeszcze ognie, pieśni brzmiały w powietrzu, młyn klekotał.