Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.
146
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Stein odezwał się znowu.
— Tam musi być spustoszenie wielkie w tym folwarku.
— Co prawda, jaśnie panie, niema tam wielkiego wesołoszciów; wszystko już poprzedawane, a te dawne państwo co uni tam buli, to pewnie już sobie pojechali w świat, do cztery wiatry.
— A powiédz mi, proszę, jaka tam ziemia, donoszono mi, że podobno niezła.
— Rarytne ziemie! bogate ziemie! prosze jasnego pana! gdzie miejscami jest krzynkę mokro, to uno bywa sapowate, a gdzie znowu krzynkę sucho, to jest piasek, bardzo fajn, żółty jak kwiatek.
— To nieszczególnie — a łąki są?
— Oj! oj! żebym ja miał tyle szerokie szczęście, jak tam długiego łąków jest!
— A jakież to te łąki? rządca mi mówił, że podobno kwaśne.
— Przepraszam jasnego pana, ja tego łąki nie brałem z przeproszeniem do gęby — ale co uni mają być kwaśne? — uni zwyczajne są jak łąki — zielone; bydło je tego siana z wielkiego smakiem, jak krowa złapie kłaczek w gębę, to aż się jéj uszy ruchają, tak gryzie.
— A las?
— Jak do miejsca — gdzieindziéj to un trochę już pokaleczony jest, ale w drugie miejsce to się budulcu zdybie; można mu jeszcze sprzedać za dobre pieniądze — ja mogę zara jasnego pana kupca nastręczyć. U nas w miasteczku jest wielki amator do drzewo — siwy Mendel, aj! aj! wielki kupiec! Un już trzy razy pływał do samego Gdańska.
— Nie będę sprzedawał...
— Jakto? — zapytał zdumiony Berek — nie sprzedać lasu?... to nie dobrze jest, to, przez urazy, nie warto buło wieś kupić.
— Tak sądzisz, panie Berku?