Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
148
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

darować, bo to jest interes z przeproszeniem wcale nie żydowski.
— Proszę cię, mój panie Berku, nie przepraszaj mnie tak ciągle za żyda, przecież to nikogo nie hańbi.
— Aj! waj! jaśnie pan złote słowo powiedział, wielkie słowo! — u nas między proste żydy, to jest wielkiego honoru — ale między te wielkie państwo co uni z naszych są, to uni sobie wstydzą od taki dziadek co wódkę sprzedawał, albo od biedne ciotke, co za straganem siedziała.
— Mniejsza o to, ja się nie wstydzę i właśnie chcę być gospodarzem.
— Do woli jasnego pana, ale mnie bardzo jasnego pana żal, mnie się już serce ściska, co takie godne osobe, taki pan, idzie na wieś.
— Co za szkoda?
— Jaśnie pan tam sobie zmarnuje.
— Z powodu?
— Ny, ja już jaśnie pana mówiłem, co to nie żydowski interes. Po pańskiego honoru ja widzę, co uni jasnego pana zjedzą galop!
— Kto oni?
— Wiadomo — nasze żydki.
— Mnie?
— Tak jest.
— No, nie żartuj...
— To nie jest żarty — to bardzo prosty interes. Jaśnie pan w delikatnego rozumu skalkuluje sobie, co jak, przez urazy, jest kilka psy, to uni gonią zając w wielkie przyjacielstwo, ale jak jeden pies trzyma w gębie gnat, to tamte drugie nie mają dla niemu przyjacielstwo, bo uni sami téż lubią gnatów jeść — ny, ale kiedy taka wola jasnego pana...
— Przepraszam cię, mój Berku, lecz się nie znasz — nie rozumiész ani ducha czasu, ani interesów spółecznych.