. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Tak...
— Ny, tego to dosyć jest — tylko co uni tera tak nie balują jak wprzódy. Bez to i w nasze miasto biedność jest — sklepów upadło, ruch mały — dla nasze żydy to bardzo nieprzyjemne jest...
— Ale — ale — a jacyż to ci żydzi wasi — porządni ludzie?
— Bardzo porządne — mądre kupce i obywatele — tylko mnie się widzi, jak uważam po godne osobe jasnego pana, to nie będzie dla niego z takich żydów wielkie przyjemnościów.
— Dlaczego?
— Bo uni bardzo stare mode trzymają, do pańskie pokojów to niezdatne jest.
W téj chwili do drzwi zapukano.
— Proszę wejść — rzekł Stein.
Do pokoju wbiegła młoda, elegancko ubrana osoba. — Mogła miéć szesnaście, siedmnaście lat najwyżéj, była szczupła, wysmukła, a twarz jéj przedstawiała typ wschodniéj piękności. Panna Regina dopiero skończyła pensyę, a obecnie przepędzała czas pomiędzy fortepianem a książką. Zobaczywszy Berka, zatrzymała się na progu.
— Ach! przepraszam — rzekła — nie wiedziałam że tatko zajęty...
— Ależ nie — rzekł Stein — owszem, dobrze żeś przyszła... ten żydek, widzisz, jest właśnie z naszego majątku...
— Jak to dobrze żeś pan przyszedł — rzekła do Berka, który do saméj ziemi się kłaniał — muszę panu zadać mnóstwo pytań — najprzód, czy tam ładnie? czy są malownicze widoki?
— Proszę jasne panienki, widok jest, bo oknów są wielkie, na ośm szybów; tylko mnie się zdaje, co uni wcale malowane nie jest.
— Nie dogadasz się z nim — wtrącił Stein.