. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Po chwilce ekwipaż pana Berka we wsi się znalazł. — Chłopi otoczyli go kołem i pytaniami obrzucać zaczęli.
— A gdzieżeś to bywał, Berku, tak długo? — gdzieś to wędrował po świecie?
— Co wy się pytacie, moje ludzie, gdzie ja buwałem? wy się lepiéj pytajcie, gdzie ja nie buwałem?
— Oho! widzis go — jaki bywalec!
— Ny! ny, dobrze wam gadać! — ja pół świata objechałem — aż mnie wątroba kiele serca ściska. Ja już nowego dziedzica widziałem.
— Widziałeś?
— Oj! oj! żebym ja tak swoje szczęście widział.
— No i co? spodobał ci się?
— Obaczyta! Aj! waj! dus a grojse purec! to jest z pełnem gębem pan — u niego to lokaj porządniéj chodzi niźli u nas sam hrabia — a jakie u niego pokoje! — jakie bogactwo! to aż oczy bolą patrzyć, samo złoto, aż kapie, a brylantów to u niego jak śmieciów, mnie się zdaje, co un na obiad jada kaszę z brylantami, a kartofle z perłem, co jeden sto rubli stoi.
— To i co nam z tego? — zagadnął Onufry.
— Ny? jakto — co z tego? co z tego? Wiadomo, jak dziedzic bogaty, to i chłopy bogate, a jak dziedzic kapcan, to i chłopy nic z niego nie mają — i żydy téż nie mają.
— Nie bójta się — zydy zawdy mają, a jesce przy zydzie...
— Oj, nie gadajcie wy tego mój kochany Onufry, bo przy szlachcicu zawsze lepsze życie jest, ale co tam o tém gadać, ja wam lepiéj co powiem, że nowy dziedzic kazał wam się wszystkim kłaniać.
— Kiej on nas nie zna.
— Ny, widzicie jaki un delikatny! un was nie zna a już się wam kłania, a co to będzie jak was pozna?