. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
i uczyniłbym wielką krzywdę czytelnikom, gdybym ich z owym właśnie feniksem agronomii nie zapoznał.
Agronom jest to mąż czysto teutońskiéj rasy, o czém świadczą i jasne oczy i rudawe włosy i takież faworytki, otaczające pyzate i pulchne jego oblicze.
Nazywa się Bernard von Knoch, z dumą nosi to nazwisko i twierdzi, że pochodzi w jak najprostszéj linii od jakiegoś krzyżackiego rycerza Guntza von Knocha, który byłby został niezawodnie wielkim mistrzem zakonu, gdyby nie ta drobna okoliczność, że go gdzieś na Litwie, podczas gdy między dzikim ludem „apostolstwo” czynił, sromotnie na suchéj wierzbie powieszono. — Wprawdzie tradycye rodzinne twierdzą, że ów protoplasta Knochów, wielce szlachetny Guntz von Knoch, powieszony był właściwie nietyle za apostolstwo, ile za rozboje i grabieże, ale czegóż źli ludzie nie wymyślą!? — Wszak znaleźli plamy i na słońcu nawet.
Potomek tedy przesławnego Guntza von Knoch, który tak niefortunnie zginął wśród dzikich barbarzyńców, przyszedł znów po latach bardzo wielu do téj przeklętéj pół-Azyi — aby tu zasiewać ziarna nowéj kultury i cywilizować dzikich ludzi.
Wprawdzie szanowny imci pan Bernard von Knoch za poświęcenie się dla słowiańszczyzny i za pełną uczoności i doświadczenia swą pracę miał brać od Steina piękną pensyę i tantyemę od dochodu z majątku, wprawdzie tenże sam imćpan Bernard von Knoch liczył także na to, że przy wrodzonym sprycie, zdoła zarobić jeszcze coś extra umówionéj zapłaty — niemniéj jednak miał to przekonanie, że się dla dzikich ludzi poświęca i że zasługuje, aby za życia obsypywano go złotem, a po śmierci wzniesiono mu pomnik z karraryjskiego marmuru, jeżeli nie z bronzu.
Pan Bernard przez lat kilka praktykował w Poznańskiém i tam nauczył się cokolwiek wstrętnéj zawsze dla niego mowy polskiéj, używał jéj jednak wyłącznie