. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
bami trzymać. — Żydkowie z miasteczka nic się téż pewnego od Berka dowiedzieć nie mogli.
Bądź co bądź, przyjazd Steina do Stasina był dla całéj okolicy wypadkiem pierwszorzędnéj doniosłości. — Przedewszystkiém chłopi ciekawi byli zobaczyć takiego dziedzica, co to niby żyd, a nie żyd, wyglądać ma z pozoru jak pan, a nie pan. Żydzi znowuż ciekawi byli co na swoim współwyznawcy zarobią — a sąsiedzi, także radzi byli poznać nowego sąsiada, tém więcéj, że poprzedziła go stugębna prowincyonalna fama opiewająca o nim niestworzone rzeczy. Nawet żeńska połowa „towarzystwa” zainteresowana była nie na żarty i odbywała długie konferencye na temat, w jaki się sposób zachować, jeżeli żyd z żydóweczką zechce składać wizyty i bywać. Na zapadłéj prowincyi, gdzie innego żyda, prócz zwykłego, brudnego Mośka, w zabłoconych butach i obdartym żupanie nie widzą, przybycie jakichś innych żydów było fenomenem niezwykłym.
Nareszcie stało się! — Stein z córką sprowadzili się do Stasina.
On zajęty był konferencyami z panem Knochem, panna Regina zaś z zapałem właściwym młodości, korzystała ze świeżego powietrza i wiejskiéj swobody. — A trzeba téż przyznać, że wioska zaprezentowała się jéj w całym blasku swych pełnych prostoty i wspaniałości wdzięków. Słońce świeciło wspaniale, na niebie nie było ani jednéj chmurki, ciepły, pogodny wietrzyk muskał delikatnie barwne główki kwiatów kołyszących się na łąkach, szumiał wśród trzcin nad jeziorem rosnących, noszących z dumą swe piękne czarne, aksamitne kity.
Przy drodze, będącéj głównym traktem, do powiatowego miasta wiodącym, był młody, ładny lasek brzozowy, rozrzucony na wzgórzach, wśród których mały, ale wartki, strumyk przepływał. Śliczne to ustronie, nęciło ciszą, spokojem, wonią balsamiczną i słodkim szme-