. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Pan tego nie zrobisz, panie Józefie, pan nas nie zniszczysz... — szeptała łkając — pięcioro dzieci, Jaś lekkomyślny...
W téj chwili przeklinałem i urząd mój i serce; wolałbym był zapaść się pod ziemię, aniżeli widziéć te łzy... ale trudno... służba...
Odjechałem.
Swoją drogą, starałem się na wszystkie strony o pieniądze. Dawny przyjaciel i kolega szkolny obiecał przywieźć mi je osobiście za parę tygodni.
Niestety, nie stawił się na termin. Dzień licytacyi był już oznaczony, czego przerobić nie mogłem. Żyd był twardy, gotów zaskarżyć do prezesa, mogłem posadę stracić jak nic...
— Ha, dziej się wola Boża! — pomyślałem.
Wyjechaliśmy z miasta z Abramem, po południu, na wielkiéj bryce, zaprzęgniętéj w jakieś wychudzone wywłoki.
— Niech pan kimornik sobie nie lęka — rzekł Abram — z powrotem to my przyjedziemy z wolantem. Sakowicza pachciarz jego dla mnie kupi. Obiecałem mu za to trzy procent. Un téż potrzebuje żyć, un biedny żydek jest. I moje wątrobe nie będzie miało feler. Na co jéj feler? ja téż potrzebuję żyć... ja przeszłego roku woziłem ją do ciepłe wode, mnie pięćset dwadzieścia trzy ruble kosztowało... Powiédz pan, panie kimorniku, czy kto ma takie kosztowne wątrobe, z przeproszeniem?
— Tak, tak, — odrzekłem — to kapitał, panie Fajn, szkoda tylko, że nie można od niego kuponów odcinać.
— Jakto, komponów?... Fe! nie mów pan takie słowo! Jak to można odciąć kompon od wątrobe? Pfe! pfe! — mówił sapiąc, gdyż przy pełnéj tuszy, prędkie mówienie sprawiało mu duszność.
Był już wieczór, gdy przybyliśmy nad brzeg Wieprza, gdzie była przeprawa promem, ale tu spotkała