Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.
NOWY DZIEDZIC.
173
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Jakoż w dniu oznaczonym, na wynajętéj furze, któréj tył zaopatrzony był budą płócienną, rozpiętą na kilku obręczach, poważni mężowie, w towarzystwie gadatliwego Berka, puścili się w drogę.
Właściwych deputatów było trzech, wszyscy „morejne,” ubrani w odświętne racimorowe żupany, jedwabne pasy i czapki futrzane, pomimo nieznośnego upału.
Mieli na nogach względnie białe pończochy i trzewiki o tyle o ile obtarte z błota, które codziennie na rynku miasteczka, w interesach handlowych, deptali.
Jeden z delegatów, najstarszy wiekiem, dzierżawca propinacyi w miasteczku, wielce biegły w piśmie, mąż z długą i białą jak mleko brodą, był niejako prezesem zgromadzenia. Znać to było po nim, gdyż przez całą prawie drogę zachowywał uroczyste milczenie i z pod białych wąsów wypuszczał niebieskawy dymek z wielkiéj porcelanowéj fajki, w któréj tlił się niezbyt przyjemnie woniejący tytuń.
Dwaj inni delegaci, młodsi znacznie, byli to bracia Feinsilber, utrzymujący do spółki wielki handel towarów kolonialnych i łokciowych — generalni dostawcy cukru i perkalu na całą okolicę, oraz fabrykanci starego wina węgierskiego ze świeżych rodzynków, jakotéż niezrównanego bordeaux i lafittu z czarnych jagód, rosnących bardzo obficie w sąsiednich lasach.
Jedném słowem co miasteczko miało najbardziéj uczonego, światłego, inteligentnego, a obytego w świecie, to w charakterze deputatów posłało do Steina.
Powiadają, że nawet rabin tamtejszy, wysoce mądry człowiek, który bardzo rzadko, ale to bardzo rzadko przemawiał, gdy mu doniesiono o tym wyborze, pogładził szeroką brodę i kiwnął głową po trzykroć, co znaczyło: akceptuję, zgadzam się, pochwalam.
Bardzo powoli toczyła się ciężka fura po piaszczystym gościńcu, delegaci drzemali kiwając się komicznie, furman drzemał także, koniska szły jakby śpiące, a na-