. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Trudno, panie Abramie, każdy ma swoje przekonania, widzę, że dziś to co mógłbym powiedziéć wydałoby się może bardzo dziwném, zostawmy to czasowi, jeszcze kiedy porozmawiamy sobie, tymczasem co do owych biednych... powiadacie, że ich dużo jest?
— Aj! aj! drugi taki się zdybie co niema chleba codzień, niema za co lekarstwo dla dziecko kupić, takie jest kapcany!
— Poczekajcież więc, dam wam coś na początek dla waszych biedaków.
To mówiąc Stein wyszedł do drugiego pokoju, zkąd powrócił niebawem, niosąc w ręku świeżutki, storublowy banknot.
— Oto masz, panie Abramie, weź to tymczasem dla tych, co chleba nie mają.
Żydzi powstali.
— Jaśnie panie, taki początek, to jest pański początek, to jest wielka ofiara! Uni będą płakać te nasze kapcany, co takie spaniałe osobe się zdybało koło nas!
— Nie dziękujcie, mam, więc daję wedle możności... ale ponieważ jesteście z drogi, więc możebyście co zjedli?
Żydzi spojrzeli po sobie, lecz żaden na zaproszenie nie odpowiedział.
— Boicie się?
— Ny, wiadomo, pan lubi jeść po pańsku, my żydy po żydowsku...
— No, jak chcecie — ale możecie przecież napić się wódki i zjeść trochę świeżych owoców.
— Jak łaska wielmożnego pana — wtrącił młodszy Feinsilber.
Po chwili członkowie deputacyi uraczyli się doskonałym koniakiem i soczystemi wiśniami z ogrodu.
Rozmowa nie schodziła z kwestyi reform. Stein dowodził koniecznéj potrzeby zmian, i to zmian grunto-