. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Nie chciałbym wielmożnemu panu przykre słowo powiedziéć.
— Ależ mów pan co myślisz, bardzo proszę.
— Ny, ja powiem. — Uni powiadają co są żydy, a jak Pan Bóg dał szabas, to uni jeżdżą w karetę, choć to nie wolno. Objedzą się na obiad tryfne mięso, a to wielki grzech; potém położą sobie na kanapie, zapalą cygaro, choć się nie godzi ogień palić w szabas, i tak sobie myślą: jak ta żydowska wiara sobie popsuła! aj waj! jak una sobie popsuła!
Stein rozśmiał się.
— Wiara na tém nie stoi — rzekł.
— Pfe! co pan dobrodziéj mówi? Drzewo stoi sobie na korzeń, człowiek stoi na nogi, a wiara stoi na księgi, podetnij pan korzeń, to drzewo sobie przewróci, zabierz pan człowieka nogi — to będzie leżał jak kamień i wcale sobie nie ruszy, odbierz pan od żyda biblie, w co się jego wiara obróci?
— Źle pan dowodzisz, ja o czém inném mówiłem.
— Przepraszam jaszniego pana, — z te gadanie to jest bardzo mały pożytek, bo z piasku nie można chleba upiec, a po drugie, nam nawet nie wypada o takim interesie gadać. My już musimy jechać, my jaszniego pana bardzo dziękujemy za te sto rubli, co pan na nasze biedne ofiarował; — bardzo, bardzo jaszniego pana dziękujemy.
— Zgłoście się kiedy jeszcze — rzekł Stein — w miarę możności zawsze służyć będę.
— Dziękujemy za obietnicę — rzekli wychodząc z pokoju.
Stein został sam. Rozmowa, którą miał z żydami, zajęła go bardzo, pomyśléć nad nią pragnął...