Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.




VI.

B

Była to pora gorąca, czas żniw, najważniejsza chwila dla każdego gospodarstwa. Chociaż od czasu do czasu przepadywały deszcze, jednak ogólnie biorąc, pogoda sprzyjała — i ludzie, korzystając z niéj, uwijali się po zagonach gromadnie, nie bacząc że żar słoneczny piecze im zgięte grzbiety jak rozpaloném żelazem. Chłopi przedewszystkiém z własnemi sprzętami spieszyli, dworom wiec o najemnika było trudno. Co rano ekonomowie i karbowi jeździli po wioskach, starając się o ludzi; przyczém, naturalnie, jak przy każdéj konkurencyi, nie obywało się bez sposobików różnych.
Kwestya robotnika była kwestyą bytu, przepłacano go téż, przepłacano tembardziéj, że i kalendarz astronomiczno-popularno-ziemiański długotrwałe deszcze zapowiadał... więc perspektywa zgnojenia na polu owoców całorocznéj pracy nie uśmiechała się bardzo...
Przezorniejsi o kosiarzy postarali się zawczasu i dojrzewające żyto na „ścianę” kładli, wszyscy zaś żęli całą forsą.
Gdzie jaka żywa dusza była w folwarku musiała na pole pośpieszać, nawet panienki ze dworów do dozoru dążyły, ochraniając od opalenia buziaki... Wozy naładowane ciężkiemi snopami śpieszyły do stodół, nawet spaśnym cugowcom nie przebaczano tym razem