. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
pić. Zaciągnięto je wprost przed kuźnię, i kowal z mechanikiem niemcem do reperacyi się wzięli.
Jakoś im jednak to nie szło, a przynajmniéj szło o tyle ciężko, że jeszcze na drugi dzień robota skończona nie była. Tymczasem już od południa zaczęły się drobne, jakby wpół przezroczyste chmurki na niebie gromadzić; jedna przypływała do drugiéj, druga do trzeciéj, łączyły się w jednę całość, a przed zachodem słońca cały widnokrąg powlókł się barwą ołowianą, szarą, brudną, i deszcz padać zaczął drobniutki a gęsty.
Był to najszkaradniejszy deszcz ze wszystkich deszczów, tak zwany „kapuśniaczek,” co to mży i mży bez końca, bez miary, i niepodobna przewidziéć, czy na trzy dni, czy na dziewięć się zabiera.
Starzy gospodarze utrzymują, że w żniwa zabiera on się zwykle na dziewięć, zwłaszcza gdy równocześnie ze zmianą lunacyi się rozpoczyna.
Stein na widok deszczu skrzywił się, lecz pan rządca pocieszał, że to chmurki przelotne, wiatr je rozpędzi, a wyreperowane maszyny wynagrodzą czas stracony.
Tymczasem przepowiednia ani myślała się sprawdzać. Upłynął jeden dzień, drugi, trzeci, a każdy nieskończenie długi i smutny.
Panna Regina odcięta od ogrodu i lasu, ziewała po kątach, przerzucając machinalnie kurtki jakiejś powieści, ojciec zaś jéj przyznawał w duchu, że nie masz nic głupszego pod słońcem nad wieś, kiedy deszcz pada i kiedy, jak to mówią, nosa za drzwi wychylić nie sposób.
Zamknięty w nizkich ścianach dworku, nowo kreowany obywatel uczuwał w sobie wszelkie zarody angielskiego spleenu i czuł, że się znajduje jakby na wygnaniu, jakby w jakim średniowiecznym klasztorze, na medytacye i rozpamiętywania skazany.