Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.
NOWY DZIEDZIC.
185
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

To wszystko prawda — myślała — ale oprócz ptaszków, kwiatów i strumyka, potrzeba czegoś więcéj jeszcze... przedewszystkiém zaś potrzeba ludzi.
W Warszawie miała towarzystwo, koleżanki, przyjaciółki nawet, miała niekiedy teatr, koncerty, wreszcie spacer, lub przejażdżkę powozem po cienistym parku łazienkowskim. W braku lepszego zajęcia lubiła siadać na balkonie, lub przy oknie, i przyglądać się téj żywéj fali ruchu ulicznego, téj rzece ekwipaży i ludzi, która ciągle, bez końca prawie, przez ulice miejskie przepływa, zaledwie na kilka godzin tylko w nocy ustając.
I to ją także bawiło.
Bywała z ojcem w bogatych salonach plutokracyi, gdzie uroda jéj robiła wrażenie i niejedna czarna głowa, o kręconych nieco włosach, schylała się przed nią.
Tu na wsi odrazu wszystko ustało. Ani koleżanek, ani koncertu, teatru, towarzystwa, lub choćby wreszcie ruchu ulicznego. Jeszcze pół biedy gdy pogoda, gdy słońce świeci, ale ten deszcz, ten deszcz fatalny!
Pannie Reginie zdaje się, że ją jakaś wróżka, czarodziejskim sposobem osadziła na bezludnéj wyspie i skazała na dożywotnie więzienie.
Nie mając wypowiedziéć przed kim swych smutków, nieśmiało weszła do gabinetu ojca.

Stein w wygodnym fotelu rozparty, ziewał na potęgę.
Córka wchodząc, również tłumiła ziewanie.
Zrozumieli się odrazu.
— Nieźle bawimy się tutaj — rzekł ojciec.
— Hm... nie powiem żeby zbyt wesoło — odpowiedziała córka.
— Widzisz, bo... deszcz.
— Niestety, już od tygodnia nic innego nie widzę...