Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.
186
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— Rządca powiada...
— Słyszałam to już przez sześć wieczorów z rzędu.
— Ależ, przecież kiedyś to ustanie, nie przypuszczam możności drugiego potopu.
— Zapewne... ale, proszę papy, co nam to będzie szkodziło, gdy wyobrazimy sobie, że już ten szkaradny deszcz ustał?
— A co nam z tego przyjdzie? — zapytał — czy to pomoże mi co na gnijące żyto w polu?
— Na żyto — nie, ale...
— Więc?
— Ale będziemy mogli mówić o pogodzie, jako o fakcie spełnionym.
— Nie rozumiem cię...
— Wytłumaczę. Czy papa pozwoli mi usiąść i zechce poświęcić dla mnie kwadrans czasu?
— Ależ co za pytanie?! owszem proszę cię, siadaj i mów, słucham cię.
— A zatem przypuszczamy, że jest w tej chwili najśliczniejsza pogoda, i że już trwa od sześciu tygodni...
— Cóż nam z tego?
— Nic — ale przypuśćmy że tak jest, otóż pozwoli papa zapytać co będziemy robili? Proszę mi odpowiedziéć na pytanie: co my tu podczas najpiękniejszéj pogody będziemy robili?
— Nie wiem — odpowiedział wymijająco Stein — zobaczylibyśmy przecież.
— Ja zaś wiem, proszę papy...
— Cóż ty wiesz?
— Wiem to, że jak podczas tego fatalnego deszczu nudzimy się śmiertelnie w czterech ścianach pokoju, tak podczas pogody nudzilibyśmy się również fatalnie na świeżem powietrzu...
— Wiesz co, Reginko, że jak w tym razie twoje