Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.
NOWY DZIEDZIC.
199
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Szpagaciński nazywał się ten „rządca.”
Rano, chociaż nie codzień, można się z nim było jeszcze jako tako rozmówić — o dziesiątéj zaś był już porządnie pijany, a potém tylko ciągle, do samego wieczora, dolewał, a im dolewał więcéj, tém krzyczał głośniéj i gospodarował, według swego rozumienia, lepiéj.
I teraz, chociaż jest dopiero ósma rano, czcigodny pan Szpagaciński już niebardzo pewnym krokiem zdąża do dworu.
Ubrany w ogromne buty, popielaty kitel, mając na głowie słomiany, duży kapelusz, idzie zamaszysto, chociaż nogi zbaczają ciągle z prostego kierunku.
Dziedzic właśnie na tę chwilę z domu wychodzi i spotykają się na dziedzińcu.
Szpagaciński kłania się, nie bez pewnéj junackiéj galanteryi.
— Dzień dobry panu — rzecze Stein.
— A żeby go najsiarczystsze pioruny z taką dobrością!!
— No, no, cóż tam nowego, czegóż pan tak klniesz?
— Czego? ha, proszę pana dziedzica, tu janiołby się chyba wściekł czterdzieści cztery razy, przy takiém gospodarstwie pieskiem!
— Czegoby on miał się wściec? po co pan takie rzeczy gadasz, mój panie?
— A bo co? gadam i już! Toż tu sochy porządnéj kawałka niema! ale mniejsza o to; wyprawiłem rolę jakiemiś dyabłami niemieckiemi, co tam leżą pod szopą i co niewiadomo czy do nich bydlę za łeb, czy, za pozwoleniem, za ogon przyprzęgać? tera czas siać, a tu z pod maszyny lecą same paździory, śmiecie, tfy! do marności z takiem gospodarstwem! toż u lada chłopa porządniéj niż u nas!
— Lecz co pan chcesz właściwie? tłumacz się pan jaśniéj.