Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.
204
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

mu nie sprzeda, ale Berkowi sprzeda; Berek u niego ma łaski!
Szpagaciński przytwierdza, że istotnie tamten szlachcic ma taki probstein, jakiego nawet sam lucyper w piekle nie widział i nie zobaczy...
Co do pszenicy, Szpagaciński rekomenduje kostromkę.
I to Berek znajdzie, wprawdzie nie bez trudności, ale znajdzie, tembardziéj, że Szpagaciński twierdzi, że kostromka na tych właśnie gruntach osobliwie się może udać.
Nie ulega już żadnéj wątpliwości, że obsiawszy grunta takiém ziarnem, można się spodziewać zbiorów, o jakich ucho ludzkie nie słyszało — i że niepowodzenie jakie Stein w początkach swego gospodarstwa napotkał, zostanie z sowitym procentem wynagrodzone.
Ponieważ czas jest naglący, więc Berek puszcza się w podróż za zbożem, na noc całą, kupione zaś śmiecie odmierzy i odważy jutro raniuteczko sam Szpagaciński. Wprawdzie Berka zastępować będzie przy téj czynności Berkowa, lecz to nie dlatego, żeby oboje małżonkowie nie mieli wierzyć w rzetelność miary i wagi dworskiéj, lecz jedynie dla formy, a po części także z tego względu, aby Szpagaciński, zbytecznie troskliwy o dobro swego chlebodawcy, nie strychował zanadto zboża i nie krzywdził tym sposobem rodziny, która ulokowała w niem cały swój kapitał.
Tak postanowiono i tak akuratnie ma się zrobić. Berek i Szpagaciński opuszczają gabinet pana dziedzica i idą, aby furmanki na jutro zamówić i wszystko co potrzeba przygotować.
Szpagaciński łyka ślinkę na samą myśl, że po dzisiejszéj tranzakcyi, nie kieliszkiem, ale baryłką całą chyba uczęstowany zostanie.
Stein nareszcie zostawszy sam w pokoju, spogląda