Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.
NOWY DZIEDZIC.
209
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

— No, jakże się panu zdaje to zboże, panie Szpagaciński — zapytał Stein.
— Piękne, psia kość — odrzekł lakonicznie.
Stein zajrzał do zagrody i garstkę żyta wziął w rękę.
— Zdaje mi się jednak, mój panie, że te ziarna są bardzo drobniutkie... — rzekł, przypatrując się pilnie.
Szpagaciński ramionami ruszył.
— Żebym tak zmarniał — rzekł — jak jenszy człowiek choć gruby jak beczka, a na psa się nie zdał — a drugi będzie chluszczyk, suchy jak szczapa, a dlatego...
— Panie — przerwał Stein chłodno — zdaje mi się, że my o zbożu mówimy?
Szpagaciński, aczkolwiek dobrze już cięty, dość trzeźwo jeszcze ratował sprawę Berka.
— Proszę pana — rzekł — że ziarnko drobne to bajki — to znak że pogodnie sprzątnięte i z suchości zmalało, żebym tak spuchł! — ale jak ono krzynkę w świętéj ziemi poleży, a jeszcze jak go siaki taki deszczyk przemoczy, to on zara pocznie pęczniéć, pęczniéć i takie będzie jak groch, proszę pana, żeby mnie tak marności ogarnęły!
Stein machnął ręką i odszedł, porównywając w duchu własną głowę do owego ziarnka, które wrzucone w rolę pęcznieje, pęcznieje, aż o mało nie pęknie.