. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
znéj głowy, żeby nią ciągle tłukł o mur, mnie już te ideały bokiem wyłażą!...
— Nie mówi się tak o ideałach.
— Co to nie mówi? — czy pan wiesz ile mnie one kosztują? one mnie bardzo drogo kosztują te ideały — a nie są warte funta kłaków!
— To rzecz względna... ideały jeśli są piękne, zawsze mają wartość.
— Wartość! ładna wartość! Mnie się zdawało, że ja tu coś zrobię, tymczasem co zrobiłem? mój Berek Szczupak jest taki sam zacofany chałaciarz jak był przed laty, taki sam spekulant, oszust i komedyant — a wy, wy, moi panowie...
— Cóż my?
— Wy... wy nie wysadziliście nawet koniuszczka nosa po za chiński mur waszych starych i zapleśniałych przesądów...
— Być może...
— To nie być może, ale tak jest i tak będzie jeszcze bardzo długo.
— To téż, widzisz pan, jest to z pańskiéj strony zasługa, że chciałeś mury przebijać.
— Dobrze, niech to będzie zasługa, ale za co ja mam do tego interesu dopłacać?
— Wierzę panu mocno panie Stein, pan tego nie rozumiesz...
Stein nie poznał się na delikatnéj przymówce.
— Proszę pana — ciągnął daléj — ostatecznie do czego mnie doprowadzą wszelkie ideały, jeżeli ja będę co rok własny kapitał zmniejszał? jeżeli mogąc żyć porządnie i wygodnie w mieście, będę się tu nudził i ogryzał na wszystkie strony z tymi kochanymi Mośkami Berkami i całym kahałem?
— Może ich pan ucywilizujesz trochę...
— Ja? nie. — Zadrogo mi to cywilizowanie wypada; jak żyję na świecie nie płaciłem 3% na miesiąc, a tu