. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
musiałem już i tego smaku sprobować. Niech go dyabli wezmą! mam już tego wszystkiego dosyć! ale co tam, panie sąsiedzie, nie mówmy już o tém; jak pan widzisz — ja tu z wami długo nie posiedzę — lecz kiedy pan byłeś na mnie tak łaskaw i odwiedziłeś mnie, to napijemy się po kieliszku wina, a mam tu coś bardzo ładnego, jeszcze z warszawskich czasów, kiedy w moim salonie zgromadzali się ludzie na wybitnych stanowiskach, a tu co się u mnie kiedy zgromadzi?... Szpagaciński i Berek. W téj chwili poślę do piwnicy, a powiedziawszy prawdę, dobry kieliszek wina i dobre cygaro, to jedyna przyjemność na tém wygnaniu.
— Dziękuję, panie sąsiedzie, bardzo uprzejmie dziękuję, ale nie posyłaj pan po wino.
— Dla czego?
— Nie pijam takich specyałów?
— Jakto? nic pan nie pijasz?
— Owszem, pijam i palę — ale pijam zwyczajną gorzałkę z mojéj własnéj gorzelni i palę mizerne papierosiny mojéj roboty.
— Czyż podobna wszystkiego sobie odmawiać?
— Dla czego nie? i ja mam swoje ideały, a dla nich mogę wyrzec się kieliszka tokaju i zwitka liści hawańskich...
— Co to ma za związek z ideałami i jaki to jest ideał, który zakazuje pić wino?
— Widzisz pan dobrodziéj, postępuję tak od lat dwudziestu kilku, nazywają mnie za to dziwakiem, ale ja na to nie zważam, bo do pewnego stopnia osiągnąłem już swój ideał.
— Jaki ideał?
— Nie mogę się uskarżać na lichwę, ponieważ nie winienem nikomu ani grosza; nie uskarżam się na wyzysk, bo nie potrzebując niczyjéj łaski, każę sobie płacić za wszelki produkt dobrze, a jak nie chcą mi dać odpowiedniéj ceny na miejscu, to sprzedaję zboże w Warszawie.