Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.
216
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

na Steina i udać się do domu; pozwól więc pan, że uczynię to teraz.
— O proszę, dla czego pan się tak śpieszy — rzekła panna Regina — na rozmowę z ojcem mam przecież dość czasu...
— Zostań pan dobrodziéj — rzekł Stein — nic pilnego, dla czego się pan śpieszy? kto tam oczekuje w domu na pana?
— Oczekuje, oczekuje kochany sąsiedzie cały folwark. Pańskie oko konia tuczy, wszystkiego samemu dojrzéć trzeba.
— Pedant z pana.
— Być może, ale dzisiaj bez tego ani rusz; z dwojga złego wolę być pedantem, aniżeli bankrutem i dla tego pozwolicie państwo, że pomimo serdecznych waszych zaprosin, muszę już do domu odjechać.
— Trudno — rzekł Stein — powiadają że na upór niema lekarstwa.
— O niema... ale jest upór i upór: mój upór to nie upór, to tylko nieunikniona konieczność — rzekł śmiejąc się gość; widzisz pan, nawet mój stangret rozumie tę konieczność, bo oto nie wołany, zajechał w téj chwili przed ganek.
— Prawda... któż mu kazał?
— Nikt; lecz on wie, że ja zawsze wcześnie powracam do domu, zna moje zwyczaje doskonale...
Pożegnawszy gościa, który pomimo najusilniejszych zaprosin, nie chciał dłużéj pozostać, Stein z córką zostali w pokoju.
— Co chciałaś mi powiedziéć — rzekł Stein.
— Tak jest, ojcze, chciałam coś zaproponować...
— Słucham więc.
— Wie ojciec co, teraz jest zima, w gospodarstwie niema żadnéj roboty, czybyśmy więc nie mogli zrobić sobie krótkich, chociażby bardzo krótkich rekreacyj?...