. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Zdaje mi się, że ten nasz głupi Berek już to ojczulkowi niejednokrotnie tłumaczył.
— Co on wie?
— Sądzi praktycznie.
— Pozwól mi także miéć własne zdanie.
— Nie śmiałabym zaprzeczać ojcu prawa do tego, lecz...
— Lecz co?
— Lecz zdaje mi się, że sam się już ojciec przekonał. Zresztą o co idzie? ja wcale nie mam zamiaru potępiać ani krytykować postępowania ojca — ja proszę tylko, żebyśmy korzystając z tych kilku miesięcy zimowych, pojechali na jakiś czas do Warszawy... mnie już tęskno do miasta, to świeże powietrze wiejskie zaczyna być duszném i niezdrowém.
— Co ty mówisz, Reginko?
— Przedewszystkiém, kochany ojcze, mnie tu nudno jest, ja nie bawię się, ludzi nie widzę.
— Zaczniemy bywać w towarzystwach.
— Eh nie — i te towarzystwa nie ciekawe są dla mnie; jedźmy do Warszawy...
Stein ustępować zaczął.
— No — rzekł — jeżeli tak chcesz koniecznie, to na jakiś czas, na parę tygodni, zgoda.
Panna Regina, uradowana w wysokim stopniu, pobiegła do swego pokoiku i rozpoczęła przygotowania do drogi.
Postanowiono wyjechać na trzeci dzień dopiero — i zabawić tam nie dłużéj nad trzy tygodnie. Jednak panna Stein widocznie nie wierzyła w trwałość tego postanowienia, gdyż kazała zapakować wszystkie swoje rzeczy, sukienki i drobiazgi i wysłała je zaraz do kolei.
Widocznie miała to przekonanie, że nie wróci już więcéj do Stasina.
Stein sądził inaczéj.