Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.
NOWY DZIEDZIC.
225
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Zbliżyła się wiosna, śniegi stopniały, a po nad rowami zaczęła się zielenić trawka. Szerokie pola pokryte były ciemno-zieloną barwą ozimin, skowronki ważyły się w powietrzu, a z chałup wiejskich wychodzili chłopi z pługami, z sochami, jak na pospolite ruszenie.
Wszystko budziło się do życia. Bocian ze stron odległych przywędrował i głośném klekotaniem stare swe gniazdo na stodole przywitał, bydło szukało świeżéj trawki na ugorach — a słońce wzbijało się coraz wyżéj na niebo.
W Stasinie spodziewano się przyjazdu dziedzica lada chwila. Nikt nie wątpił, że Stein powróci, gospodarować zacznie — tylko jeden Berek uśmiechał się ironicznie i gładził swą szeroką, rozłożystą brodę.
Tymczasem jednak dziedzic nie śpieszył jakoś i widocznie nie było mu pilno do swéj majętności — gdyż zamiast osobiście przybyć, zawezwał tylko Berka listownie, żeby natychmiast do Warszawy przyjeżdżał.
W trzy dni po otrzymaniu listu, Berek stawił się u swego mocodawcy. Nie ubrał się, jak ongi, w żupan odświętny, lecz przyszedł w zwykłym, codziennym chałacie, niebardzo lękał się milczącego psa — a do lokaja, którego niegdyś wielmożnym, ze względu na galony tytułował, rzekł imponująco, z góry:
— Słuchaj no, kochaneczku, powiedz swemu panu, co pan Szczupak ze Stasina trochę sobie przyjechał.
Poproszony do gabinetu, wszedł tam śmiało, bez zbytecznych ukłonów i nie czekając aż go Stein siedziéć poprosi, zasiadł wygodnie na krześle!
— Jakże tam, mój Berku, — zapytał Stein, — gospodarstwo... zapewne dobrze idzie?
— Oj, oj, co uno nie ma iść?... tylko niech pan pieniędzy dokłada, to uno poleci jak po midle...
— Pieniędzy i zawsze pieniędzy — przecież téj zimy mieliśmy dochody z lasu...