. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
chetnéj... I ojczulek, i matka także mnie serdecznie kochają, tylko dziwię się dlaczego oni tacy smutni wszyscy? Czy to już takie prawo, żeby zawsze ktoś smutny był w domu? Jak oni byli weseli to ja się smuciłam — teraz jak mnie weseléj, to oni posmutnieli znowuż. Dziwna i nieustanna plątanina łez i uśmiechów... Powiadają poeci, że życie z tych czynników się składa i że dla tych kontrastów właśnie jest takie piękne, Prawda, że róża przy cierniu więcéj wdzięku nabiera, pogoda po burzy milsza...
Ciężko mi jakoś dziś pisać... Gdyby Bóg dobry, który tyle dobrodziejstw zesłał na mnie, tyloma darami obsypał, dał mi jeszcze do tego odrobinkę.... maleńką odrobinkę siły, tak przynajmniéj, żebym ze swego fotelu do fortepianu bez pomocy mateczki lub Leona przejść mogła, tobym podziękowała mu gorącą, serdeczną modlitwą... Zagrałabym „Ave Maria” lub „Stabat Mater” tak pobożnie, tak rzewnie, żeby każdy ton był łzą, każdy akord westchnieniem... Lecz czemuż ja bluźnię?... Czyż szczodrobliwość Boża nie zesłała mi tylu darów w tém życiu?...
Śmiałam się z doktorów — ale niestety, oni mieli słuszność — ja istotnie cierpiącą się czuję.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Dziś jest 3 lutego, dziś miałam uroczyście, przed ołtarzem, zaprzysiądz Leonowi miłość moją. Poczciwa mateczka kazała mi zrobić prześliczną białą sukienkę, dziś miałam przykryć głowę wiankiem z kwiatów pomarańczowych...
Niestety, nie pozwolono mi do kościoła pojechać, odłożono nasze wesele.
Rozpłakałam się serdecznie, ale dobrzy moi rodzice otarli mi łzy pocałunkami, a mój Leonek kochany uklęknął przedemną, ujął za obie ręce i mówił długo, długo, serdecznie. Upajałam się dźwiękiem jego wyrazów, słu-