. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
w duży garnek gliniany, polewany, o jakim już od dawna marzyła; kupiła także soli, oraz kilka pierniczków dla swego „raka zatraconego” najmłodszego Antosia, którego bardzo kochała. Sprawunki zawiązała w chustkę, a Michał przymocował nowe buty u kobiałki, poczém wstąpili do Lejbusia, napili się na drogę wódki, zjedli śledzia prosto z beczki, parę bułek i poszli do domu.
Pokrzepiwszy siły, zyskali także i na humorze. Szli żwawo. Kiedy już minęli most, baba odezwała się.
— A co Michałku, musi moja prawda, że tak jest jak ksiądz przykazuje, a twój głupi zając poleciał se w krzaki, jak zwyczajnie zając, i przeszkody ci żadnéj nie uczynił.
— Et! co ty tam wiesz. Zwyczajnie jak baba, gadasz jeno po próżności — aby gadać.
— Tak, tera to ci baba — a przepomniałeś jak to było dziesięć lat temu? Magduś — słonko! Magduś — kwiatek! Magduś kochanie — a tera to baba! Ej, żeby mi tak garka nie szkoda, co go trzymam w garści, to bym cię tak dzbęknęła po łbie, aż by ci się babka przyśniła, paskudny chłopie!
— Tobie jeno do dzbękania, to najpierwsze, to nie kobiecka rzecz, moja Magduś.
— Aj, aj, jaki ty mądrala, Michałku! — u ciebie wszyćko nie kobiecka rzec! — a miałbyś ty buty, żeby nie ja? — miałbyś taką capkę galantą? — przedałbyś może prosioka za dziewięć rubli i złotych dwa, żeby nie moja głowa, nie kobiecka głowa?
— No — juści, możebym i przedał...
— Ale... przedołbyś! — kumedya! — a kupiłeś co dla Jantosia, ty ojcze! cobyś to niby za dzieciami w ogień wskoczył?!
— Ano juści, kupiłem obwarzanków za cały złoty, to i dla Jantosia będzie.
— A ja kupiłam dla niego jeszcze coś...