Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.
W POWODZI KWIATÓW
273
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

niem pani prezydentowéj zrobiło się takie paskudne szczypienie kiele serca; to un kazał mnie się kłaść na sofe i pukał, pukał, sztukał, słuchał, cały brzuch to un mi opukał! osztukał i jak mi dał jedno kilka kroplów, to ja byłem zdrów jak byk, jak... jak pięć byków... Odrazu mnie całkiem dobrze było.
— Więc to dziś, dziś przyjeżdża?
— Dziś, dziś, proszę wielmożnéj pani, ja jego najmowałem trzy stancyów u Dawida na górze, z meblami A jakich meblów ja jego dawałem... Zielone kanape, żółtych krzesłów, czerwone szafe, i lustrów takich wielkie jak okno. Un będzie mieszkał u nas jaknajporządniéj. To już moja głowa jest w tym interesie...
Pani prezydentowa zamyśliła się. Doktor młody przystojny, dla matki mającéj trzy córki na wydaniu, jest istotą bardzo sympatyczną. Masa więc myśli, planów i projektów przebiegło przez głowę pani prezydentowéj.
Uśmiechnęła się do Icka i rzekła:
— No, kochany Icuniu, za taką nowinę, wart jesteś kieliszek wybornéj miętówki. Masz — rzekła nalewając, — wypij to za zdrowie młodego doktora i trzymaj język za zębami, pamiętaj...
— Ziczam wielkie zdrowie wielmożnéj pani, — rzekł żyd i przykrywszy głowę jarmułką, spełnił ten toast, — a co się tyczy język, — dodał, — to wielmożnéj pani wiadomo, co Icek z języka żyje, to i język potrafi trzymać w gębie, jeszcze lepiéj jak pieniądzów w kieszeni.
Pomimo jednak, że pani prezydentowa postanowiła sobie milczéć, a Icek trzymać miał język za zębami, stało się, że za godzinę całe miasteczko było już panem sekretu.
Wieczorem, a był to prześliczny wieczór letni, cała męzka i żeńska inteligencya sławetnego ogrodu X. nad X. wyległa na drogę prowadzącą do najbliższéj stacyi drogi żelaznéj.