. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Pochorowały się naraz wszystkie panny, wszystkie młode wdówki, a nawet i małżonka weterynarza, osoba szczególnie nerwowa i przez małżonka swego nigdy niezrozumiana i skutkiem tego chronicznie cierpiąca. Mąż twierdził, że to „koler,” ale co on się tam znał! Mając ciągle do czynienia z końmi i bydłem, zatracił możność odczuwania pragnień duszy idealnéj i rozanielonéj...
Co było najosobliwszego w téj epidemii gwałtownéj, jaka nagle nawiedziła piękną połowę ludności w X. nad X., to to, że cierpienia nie mogły być określone bliżéj. Objawiały się one tylko lekkim bólem głowy, suchym kaszelkiem, brakiem apetytu i pewném ogólném rozstrojeniem nerwowém...
W domach gdzie były dwie panny, cierpiała tylko jedna i ta jedna w białym eleganckim negliżyku wyglądała jak uosobione cierpienie; druga zaś, dla kontrastu, w sukience czarnéj, z anielską dobrocią w spojrzeniu, czuwała nad siostrą, niby opiekuńczy anioł stróż...
Wszystkie cierpiące panny, od najstarszéj burmistrzówny począwszy, doktor odwiedził...
Trzeba było widziéć z jaką elegancyą, delikatnością i troskliwością zarazem opukiwał mniéj i więcéj dorodne pacyentki, — jak te cierpiące osóbki, rumieniły się mocno, gdy upragniony lekarz wysłuchiwał szmeru ich płuc i tonów serduszek, uderzających pośpiesznie...
Pacyentki były zachwycone i przyrzekły sobie w duszy przynajmniéj raz na tydzień chorować, mamy zaś zapraszały serdecznie; aby doktor bywał w ich domu, nietylko jako lekarz, lecz jako gość zawsze pożądany i widziany mile. Gdy odbywszy już wszystkie wizyty wszedł do mieszkania pani weterynarzowéj, pan weterynarz właśnie do domu wrócił.
Kwas karbolowy zdaleka od niego czuć było; napracował się przez cały dzień w jakiejś zarażonéj obo-