. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Przybywszy do „Wydmy,” Abraham Jojne objął w posiadanie dwór obszerny, w którego licznych komnatach, ciasno jednak było jego rozmnożonéj rodzinie. I nie dziw. Sprowadziły tu się bowiem dorosłe córki z mężami, synowie z żonami i wielka moc wnuków. Stryjaszek Pinkus z liczną rodziną w charakterze wspólnika i dzierżawcy, objął w posiadanie ogród owocowy; zaś ciocia Ruchla, wdowa po doświadczonym w fachu szynkarzu, podjęła się delikatnéj misyi sprzedaży trunków i jednania chłopów do roboty. Trzy siostry dziedzica i brat cioteczny, z linii Orleańskiéj (brat się nazywał Mejer-Lejb Orlean) założyli w czworaku wielki sklep korzenno-galanteryjny, w którym było pół głowy cukru, pud soli, kopa śledzi i cztery funty świec łojowych, nie licząc papierosów własnego wyrobu i zapałek siarczanych. Należy jednak przyznać, że pan Abraham Jojne objąwszy w posiadanie ziemię, znalazł się jak prawdziwy ziemianin i pomyślał przedewszystkiém o duchowych potrzebach mieszkańców. W tym celu urządził natychmiast dom modlitwy i szkółkę wiejską, do któréj sprowadził nauczyciela, jednego z najlepszych mełamedów, ze słynnego miasta Łysobyki nad Wieprzem. Mistrz był wysoki, jak wiór wyschły, ale w sztuce swéj biegły; a kiedy w sadzawce poblizkiéj żaby rechotać poczęły, a w altance, obecnie letnim chederku, dzieci oddały się nauce, to siedzący na stodole bocian nie mógł się zoryentować gdzie właściwie jest jego królestwo.
Co do włościan zgodna rodzina podzieliła się nimi. Dziedzic wybrał sobie pięciu najlepszych gospodarzy, nad którymi rozciągnął opiekę — inni dostali po dwóch, po jednemu — jak tam komu z wieku i urzędu przypadło.
Późniéj przeprowadzoną została gruntowna reforma agronomiczna, a mianowicie: odprawiono wszystkich parobków, fornali i dziewki — gdyż według obli-