. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Ny, czem pan mnie może posilić? wiadomo panu, że u nas w starym zakonie są różne takie zabobony, co jednak trzeba ich zachować; bo jakby tego nie było, toby i żydów nie było — a powiedz pan dobrodziéj coby to za nieszczęście było, żeby żydów nie było!?
— No może to i prawda, jak pan sobie jednak chcesz, ale kiedyś do mnie przyjechał w odwiedziny, to przecież głodny odjechać nie możesz... Wódeczki pan pozwoli?
— No, to można...
— A co się tyczy przekąski, zdaje mi się że mój pachciarz ryby łapał dzisiaj, poszlę zaraz do niego, żeby kazał swéj żonie przyrządzić szczupaka, możesz pan jeść bez obawy, ona tam już po waszemu wszystko zrobi.
Chociaż pan Abraham oponował że głodny nie jest i że sobie kochany sąsiad robi niepotrzebny koszt, jednak po chwili dano już znać, że pachciarz przyszedł, a że jak na szczęście szczupak był gotów, więc téż niebawem stanął na stole talerz pełen tego przysmaku, dymiącego zapachem włoszczyzny i pieprzu.
— Przygotuj no grunt dobry, panie sąsiedzie — mówił szlachcic — i sprobuj jeszcze kieliszeczek téj chlebówki, prawda że warta buzi...
— Dalibóg ona warta przynajmniéj dziesięć rubli garniec — rzekł pan Kuropatwa, wychylając porządny kielich doskonałéj starki.
— A teraz czekajno jegomość „post pisces vinum misces,” ale że ja nie mam koszernego wina, więc każę dać miodu, a trzeba ci panie Abrahamie wiedziéć, że mam miód jeszcze po ojcu. Jak wasz rabin w Kocku był chory, tom mu posłał tego miodu, no i co powiesz? odrazu wyzdrowiał!
Pan Abraham nabierał coraz więcéj serca do szlachcica, który miał tak obszerne relacye. Niebawem znalazła się na stole pękata butelka i lampki, w któ-