. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Jacuś, słuchaj, na naszém wesielu tego walczyka grali... Pamiętasz, Jacusiu, serdeńko, pamiętasz?
— Pa...pa...miętam, pamiętam jagódko — odrzekł z trudnością pan majster. Gra bo gra! niech ją nie znam.
— Tak, tak Jacusiu, biedactwo jakieś, na starość grajkować musi... naści dwie dziesiątki, bęcnij jéj tam na fortepian, niech ma za swoją pracę, kiedy mi młode lata przypomniała.
On... wstał i chwiejnym krokiem ale z miną buńczuczną do fortepianu się zbliżył. — W ręce wyciągniętéj dwadzieścia groszy trzymał, już usta otwierał aby coś powiedziéć, gdy wzrok jego spotkał się ze spojrzeniem grającéj.
Musiało być coś magicznego w tém spojrzeniu, bo poczciwy majster oczy spuścił, przeproszenie jakieś wybąkał i delikatnie, nieśmiało datek swój podsunąwszy pod nuty na fortepianie leżące, odszedł do swego stolika.
Ta bawaryowa artystka umiała poszanowanie dla siebie obudzić. Zachowywała się z godnością, nie zbierała datków na nuty, nie obchodziła stolików — szanowali ją téż goście knajpowi — a nawet pijany rzemieślnik jeżeli bliżéj fortepianu siedział, miarkował swe wyrażenia i gesta żeby nie urazić... radczyni.
Bo ją „radczynią” nazywano w téj knajpie. Nikt nie znał jéj bliżéj, nie wiedział zkąd się tu wzięła; przed kilkoma miesiącami zaczęła tu grywać i od tego czasu stawiała się codziennie o siódméj i z małemi przerwami do dwunastéj grywała. Dostawała za to od pulchnéj gospodyni dwa złote, a że kolacyi w zakładzie jadać nie chciała, więc zawijano jéj w starą gazetę kawałek mięsa i chleba, i to podobno za obiad na drugi dzień jéj służyło. Stali goście bawaryi opowiadali sobie, że radczyni była niegdyś bogatą i że grywa z biedy — ale bieda to w mieście takie powszednie zjawisko, że już nie robi wrażenia. Zresztą radczyni była milcząca, nie odzywała się do nikogo, przychodziła o swojéj godzinie, grała do