. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Biedna kobieta nie widzi tego zachwytu, nie słyszy pochlebnych okrzyków gości, ona gra i gra! a przed oczami jéj wyobraźni, podbudzonéj dziś wyjątkowo, przesuwają się dorodne pary, a wśród nich miga biała sukienka — Zosi ukochanéj.
Och wesele, wesele!... droga córka, tak kochała swego męża, tak się rwała do życia... Mazur rozbrzmiewał w małym saloniku na Kanonii, a Zosia oparta na ramieniu męża, zdawała się płynąć w powietrzu.
Śliczny mazur! biały mazur... na weselu córki palce z błyskawiczną szybkością biegały po klawiaturze, tancerze byli w zachwycie.
Coraz silnéj, coraz donośniéj brzmiał mazur... w zadymionéj knajpie gwarno było. Ten i ów zachwycony przyśpiewywał półgłosem.
Naraz, w połowie najsilniejszego akordu, fortepian zgrzytnął fałszywie — a głowa grającéj bezwładnie pochyliła się w tył.
Stojący blizko fortepianu felczer przyskoczył natychmiast, suknię na piersiach omdlałéj rozrywać zaczął. Goście powstawali z miejsc.
Z za bufetu wysunęła się pulchna gospodyni.
— Co to jest? czy struna pękła w fortepianie?
— Pal dyabli wszystkie struny i cały fortepian — rzekł felczer — tu gorszy jest interes — bo jéj serce pękło!