. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Wyrzucona z eleganckiéj księgarni, z po za lustrzanych szyb i z pięknéj szafy rzeźbionéj, przechodzi różne suchotnicze etapy, różne stacye pośrednie, dopóki nie dostanie się do rąk grabarza, na cmentarz...
Więc opatrzona w napis „za połowę ceny” przenosi się do antykwarni żydowskiéj, między zatęchłe ze starości druki, na pastwę mólom i myszom; między poplamione, podarte, zmęczone kursem gimnazyalnym książczyny uczniowskie; opiera się jednym bokiem o starego „Knapiusza” drugim o wycofane z kursu romansidło francuzkie i czeka zmiłowania, czeka aż ją kto kupi i do domu zabierze...
Tu jeszcze ma jakieś szanse poprawienia losu. Może przyjść jaka przedsiębiorcza dama z prowincyi i w liczbie kilku cetnarów duchowego pokarmu, nabyć ją do czytelni pacanowskiéj, lub rypińskiéj, może (jeżeli książka okropności w sobie zawiera) nabyć ją uczeń specyalnie do czytania pod ławką.
Ale los nie zawsze bywa miłosierny... książki nikt nie kupuje, i oto antykwaryusz powiada: precz, niemasz acani tu miejsca, świeży towar nadchodzi.
Biedna książka wchodzi w fazę podróży.
Bierze ją w swoją opiekę żydek handlarz uliczny, specyalista od książek; wraz z innemi związuje sznurkiem, zarzuca na ramię i idzie na Ordynackie, ze Żelazną Bramę, staje na ulicach, na placach publicznych i woła:
— Wielkie dzieło, uczone dzieło, mądra książka, za psie pieniądze, dalibóg!
Są wszakże tak nieszczęśliwe, tak upośledzone geniusze... chciałem powiedziéć książki, którym nawet taka reklama nie może zrobić rozgłosu i poparcia... Biedna książka, z pleców handlarza zostaje rzucona na wielką gromadę bibuły, na cmentarzysko wydawnicze i czeka ostatecznego ciosu, który jéj grabarz ma zadać.