. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
grubéj, ordynarnéj, szaréj bibuły, także dużo w fachu grabarzy książkowych popsuli.
Dawniéj w ogóle czasy były lepsze, i jak człowiek wyrobił sobie jaki geszefcik, to mu nikt w drogę nie wchodził; mógł więc żyć szczęśliwie z żoną, dziećmi, wnukami... mógł zebrać dla każdego dziecka przynajmniéj trzydzieści rubli posagu; ceny nikt nie psuł, wszystko szło trybem normalnym.
Dziś z powodu kolei, telegrafów, tramwajów i innych, można powiedziéć paskudnych wynalazków, cały świat się popsuł. Dziś lada jaki bałaguła, furman — albo tragarz — człowiek ordynarny, cham poprostu, bez żadnego przygotowania, bez nauki, chciałby téż handlować używaną literaturą, i handluje; włazi innym w drogę, psuje ceny, świat psuje...
Dziś jest niedobrze, nawet w takim interesie jest niedobrze, plunąć warto; człowiek się trzyma tego fachu tylko przez przyzwyczajenie, ot tak, żeby z głodu nie umierać.
— Proszę pana, mówił raz do mnie szanowny Załmon Meir, proszę pana, przez urazy! jak ja znam całą literaturę, to nawet panowie sami jéj tak nie znacie. Chciałbym miéć taką kupę szczęścia, jaka kupa książek przeszła przez moje ręce! Ha! ha! wiesz pan dobrodziéj, że dawniéj to niemogłem sobie z temi książkami dać rady — ja konia do literatury trzymałem!! Żebym tak dobre życie miał! ja z przeproszeniem w książkach po same uszy siedziałem...
— A Mickiewicza pan znasz?
— Za co ja go mam nieznać? Ha! ha, to buło osoba! Ja miałem z niego ładny zysk... ja go kupiłem całe dwanaście pudów na licytacye, na komore... A myśli pan, że ja nieznam „historye odkrycie od wynalazki?” Znam, aj waj! papier jak rzemień, zdrowy towar, piękny towar buł... A „studya ekonomiczno-socyalne” jeszcze lepszy towar... a to, a owo (tu wyliczył ze sto