. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
zany, nie pozwalają mu wstać.... Szarpie się rozpaczliwie, aż oto mrok zapada, muchy chowają się po kątach, aby nazajutrz jeszcze głośniéj, jeszcze dokuczliwiéj brzęczyć...
Przed oczami właściciela „dóbr przeciętnych” przesuwa się inny obraz:
Po nad łąkami, pastwiskami, lasem, owinięta w tumany mgły, przepływa jakaś postać fantastyczna i z ogromnéj torby sypie ziarna niezgody na ziemię. Gdzie takie ziarno padnie, tam wnet osty kolące rosną, a z pośród nich wychylają się podejrzane jakieś figury, szepczą, doradzają, szachrują... Jak myszy po polu, rozchodzą się one po wsiach, gdzie mogą to wodę mącą, bo w zmąconéj podobno połów najlepszy bywa.
Ciężkie sny, ponure obrazy... ale oto nowy widok przybywa, a snać milszy nieco, gdyż „przeciętny” wąsami rusza i ma taką minę, jakby się uśmiechał radośnie.
Nie dziw, patrzy on na swoje pociechy.
Zdaje mu się, że widzi przed sobą wysoki słup, gładki, ślizgi, wysmarowany szarem mydłem, a w pewnych odstępach najeżony kolcami.
Takie słupy bywają ustawiane podczas zabaw ludowych, tylko że nie są ostremi kolcami nabite. Zwykle mularczyk jakiś zręczny wdrapuje się na nie i zdobywa umieszczoną na wierzchołku nagrodę, złożoną z czarnego garnituru ubrania, tombakowego zegarka i starego kapelusza cylindrycznéj formy...
W śnie „przeciętnego” wygląda to trochę inaczéj; na wierzchołku słupa, zamiast kapelusza i zegarka, leży patent, a szczęścia probują nie mularczyki, lecz dwaj chłopcy: jeden w barwie klasycznéj, drugi w realnéj. Wspominaliśmy już o nich, są to pupilowie pana Kapustowicza i pani Kiksińskiéj...
Ojciec z dumą patrzy na zręczność chłopców, ściska dłoń Kapustowicza, prawi grzeczności pani Kiksiń-