. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
nie odniesie... a do roboty nie przyjdzie. Słonko mu w same ślepie zaświeci — a onby się jeszcze wylegiwał — a skoro go do roboty zapędzić, to mu kużda rzecz z ręki leci, taki niemrawa! Za to, a osobliwie te młodsze, na jarmarki, na muzyki, a na wesiela, to już, nieprzymierzając, jak psi! Z łańcucha by się urwał, aby jeno polecić... A powiedziéć mu co, to zaraz gębę rozpuści od ucha do ucha, że jaż wstyd słuchać i obraza Boska... Bez to musi i na świecie je kiepsko, że naród o Bogu zapomniał, że jeno za lekkim groszem ugania, a za wódką toby, na to mówiący, i w piekło poszedł... Dawniéj, kużdy człowiek chałupę jeno co na patyk zamykał, żeby aby bydlę, albo gadzina nie wlazła; a dziś nawet zamek nie pomoże, bo jak to powiadają, na złodzieja zamku nie ma... Tu konie ukradną, tam zboże ze spichrza wywiezą, wieprza z chlewa — a ty bracie siedź cicho, bo jakbyś zaczął bardzo za złodziejem ścigać, to cię wnet tak spalą, że się tylko kupka węgli ostanie... Oj czas, czas wielmożny Panie! żeby psi takich czasów nie widzieli!
„Przeciętny” codzień rano, słucha podobnéj relacyi, z waryantami stosownemi do okoliczności, do faktów i wypadków, w które wiejskie życie obfituje.
Wysłuchawszy relacyi Walentego „przeciętny” śpieszy na folwark, zajrzy tu i owdzie; nagniewa się, nakrzyczy aż ochrypnie — i każe konie zaprzęgać...
Życie jest to interes, który składa się z różnych intersów, a do każdego interesu potrzebne są pieniądze... Zkąd ich wziąść? Oto pytanie, nad którém wiecznie łamią sobie głowy „przeciętni” niewolnicy obowiązków... We śnie i na jawie, nocą i dniem, w chwilach radości lub smutków, pracy czy wytchnienia, zawsze i nieustannie tańczy przed ich zmęczonemi oczami, ta złośliwa gadzina, skręcona w znak zapytania...
Z początku, w zaraniu „przeciętnego” życia, to tylko mała, jadowita żmijka, o oczkach przenikliwych, które-