. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Rychtyg, ja mam czas myśléć teraz o tém co było przed wojną. Nie bałamuć, tylko jedź, bo rzecz jest pilna.
— Co się tak pilnego zrobiało? Ach już pomiarkuję, mnie się widzi co ten gruby przyjechał.
— Właśnie...
— Niech wielmożny pan sobie nie zmartwi; ten gruby nie jest bardzo twardy, można z nim pogadać — on nawet lubi jak z nim gadać... on całkiem mięki jest jak wosk.
— No, już ty mnie nie ucz, czy z nim można gadać czy nie, tylko siadaj zaraz na biedkę i zrób o co cię proszę.
— A jeżeliby Berek nie chciał?
— To mi wszystko jedno, nie Berek, to Abram, nie Abram, to Pinkus...
— Ja sam bym rad ten interes zrobić, tylko ja nie mam pieniędzy? Zkąd ja mam miéć pieniędzy? Czy człowiek może się czego dorobić, z przeproszeniem przy tych głupich krowach? Czy to jest interes? Jak się trafi, że dadzą trochę lepsze mleko, to dadzą mało; a jak dadzą dużo, to ono jest takie rzadkie, jak serwatka... Co z takiém głupiem bydłem można poradzić?
— Mówię ci nie nudź już, tylko jedź...
— Co ja mam nudzić? Ja wcale nie nudzę, tylko powiadam, że od krów niema żadnego zysku tylko same zmartwienie, a dlaczego ja to powiadam? Dla tego, że mnie bardzo szkoda puścić od swojéj ręki ten jęczmień. Niech moje wrogi tak do jadła nie mają chęci, jak ja do tego kupna mam chęć. Ja wielmożnego pana co powiem: Ja wezmę od mojéj żony perłów i kolczyków, może ja na nich co dostanę, jeszcze sobie pożyczę trochę od szwagra, trochę od brata — ja będę próbował sam kupować. Dla wielmożnego pana to wszystko jedno?...