. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
powiada, niech da jałówkę! Jan mówię, nie da, bo się nienależy. — Jak to nie należy? — A tak, powiadam: żeby na to mówiący, jego kobieta we złości nazwała pana pisorza, nieprzymierzając, bykiem, albo wołem, toby się panu pisorzowi, za krzywdę na honorze, patrzyło sprawiedliwie cielę, ale że powiedziała insze słowo, to panu patrzy prosię. Ty Janie przynieś panu pisorzowi prosioka, a za protokół daj rubla i niech będzie święta zgoda między wami.
— No, co prawda, toście dobrze osądzili sprawę, panie wójcie.
— Ha, wielmożny panie, po sprawiedliwości — ani za tą, ani za tamtą stroną, jeno wedle tego, co się komu należy...
Pogwarzywszy jeszcze przez czas jakiś, nagadawszy się o wielkiém „rozwydrzeniu się” narodu, o upadku cnót i nieposzanowaniu nawet dla medalu, będącego jak wiadomo znakiem widomym wójtowskiéj godności, chłop powrócił do swojéj kancelaryi, po to zapewne, aby się zapytać ambitnego pisarza, co robić daléj i na jaką znowuż dyfamacyę się narazić.
„Przeciętny” nie przerywając spoczynku swego szanownego gościa, spoczynku, który mu się słusznie należał po kilkogodzinnéj podróży przez piaski czternastéj klasy — udał się na folwark — ale tak był zamyślony i zafrasowany, że sam sobie nie zdawał jeszcze sprawy z tego, dokąd właściwie szedł i po co...
Ot, szedł, aby iść, aby myśli zebrać, nową jakąś kombinacyę wynaléźć. Wiatr chłodził mu czoło, ale pożądanego uspokojenia nie dawał... Gdzież go szukać? Gdzie je znaléźć? Całe życie to walka z cyframi, to ciągłe „pięć od trzech” i ciągłe „nie mogę,” to wiekuisty znak zapytania, nieustające „co będzie?...” Odpowiada na nie las szumiący: „nie bój się, jakoś będzie...” odpowiadają łany zboża, „będzie, będzie!” ale