Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
54
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

niejsze razy bicza, pod Wojtkiem nie biegał inaczéj jak cwałem.
Widocznie odczuwał młodzieńczą fantazyę chłopaka i trzy razy tygodniowo musiał się do niéj nastrajać.
I teraz, czując już dom blizko, pędził jak szalony, podnosząc kopytami tumany kurzu na drodze.
— Stój — krzyknął „przeciętny” — czemu tak pędzisz, waryacie!
Wojtek szarpnął cuglami i osadził spienioną szkapę na miejscu.
— A dyć wielmożny panie... utrzymać nie mogę — tak prze do domu bestyja!
— Gazety masz?
— O je dość! pełna torba napchana...
— A dla czego tak długo siedziałeś w miasteczku?
— I tak prędko się uwinąłem... duchem... boć to je poćta, zawdy urząd. Dyć nie złapie się gazetów, jak, na to mówiący, siana ze stoga, jeno trza stoić i czekać...
— Po co? Przecież poczta od rana otwarta.
— Juści, poćta otwarta, jeno pan poczciorz zamknięty... Rano to śpi, jak już słonko dobrze przygrzeje to się ubiera, a z godzinę poczekawszy to harbatę piję... a potém idzie se do miasta, a potém przyjeżdżają poćtaljony, to odprawia poćtę, to to, to owo... a ludzie stoją, a nim się namyśli dać one gazeciska, to już i południe blizko. Ja, proszę wielmożnego pana, dostałem sam najpierwszy, bez to, że mi się kucyło tak stoić i urąbałem mu z pół fury drew na podwórku... bez to on dla mnie pierwszeństwo dał, a jensze może i do téj pory czekają...
— Pokaż no te gazety.
Chłopak zeskoczył z konia i podał torbę, w któréj znajdowały się gazety i listy.
Tych ostatnich było kilka. „Przeciętny” przyglą-