Strona:Klemens Junosza - Wilki i inne szkice i obrazki.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.
70
KLEMENS JUNOSZA
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tak to sobie niekiedy marzą państwo „przeciętni,” gdy godzina jest szara i rzeczywistość chowa się w cienie.
Ona mówi, on słucha paląc fajkę — i w duchu dziwi się, że takie geniusze, które w niedalekiéj przyszłości stać się mogą ozdobą społeczeństwa i świata, niezwykle szybko drą buty, i z godnym wszelkiego uznania pośpiechem wyrabiają dziury na łokciach.
Ona mówi, on słucha, fajkę pali — i przychodzą mu na myśl rozmaite epizody z praktyki sąsiadów, przyjaciół i znajomych.
Jeden sąsiad oto miał syna, bardzo sprytnego chłopca do nauki, ale pozbawionego muzykalnego słuchu; ten sobie nie mógł poradzić z akcentem greckim i ugrzązł w klasie siódméj, jak wóz na grobli, a także miał być sławnym doktorem. Z przyczyny wymienionéj powyżéj, zrezygnował z tego zamiaru i postanowił zostać weterynarzem. I to jest piękny fach, zwłaszcza gdy się komu wiedzie. Był w szkole półtora roku, wiedział już wiele mądrych rzeczy dotyczących karbunkułu, księgosuszu, nosacizny i tym podobnych dolegliwości zwierzęcych, ale coś się znowuż zrobiło... jakieś nieporozumienie... i musiał szkołę opuścić. Sądzono mu jednak było pracować dla zdrowia ludzkości, więc zrezygnowawszy z marzeń o weterynaryi, wszedł na praktykę do apteki i dziś już jest pomocnikiem... Ślicznie mu się wiedzie: ma całe dwadzieścia rubli pensyi miesięcznéj, nie licząc stołu, wszelkich wygód i mieszkania — za szafą z pachnącemi ziołami, co także ma swoje znaczenie...
Pani „przeciętna” powiada, że to wyjątek... Chłopak był łobuz i sam sobie winiem, że nie został znakomitym lekarzem.
Rzeczywiście, trafiają się przecież młodzieńcy pilni, pracowici, którzy kończą nauki i mają wszelkie szanse zostania chlubą i ozdobą społeczeństwa. Niedaleko szukając, inny sąsiad ma także syna. Dobre to dziecko,