. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
szczeréj chęci dopomożenia mężowi; skąpstwa bowiem w całém znaczeniu tego wyrazu, takiego, jakie się praktykuje po miastach, w „przeciętnych dobrach” nie znają.
Tam zawsze znajdzie się zbywające nakrycie przy stole i kąt w domu dla gościa...
— Ostatecznie — powiada niejeden filister, któremu zdaje się, że wieś to Kalifornia — czego ci ludzie chcą..? Pole rodzi tyle zboża, że przejeść go nie sposób, w lesie co krok to drzewo, a czasem i dwa; na łąkach trawa w pas, w oborach bydło, w stajniach konie, w owczarni owiec setki, a w rzece i w jeziorach ryb mnogość!! Czego oni narzekają ci przeciętni? czego chcą jeszcze? Ziemia to najlepsza lokacya kapitału, rolnictwo najłatwiejsze zajęcie, a przy tém daje tyle przyjemności, jakich żaden inny zawód dać nie może...
„Przeciętny” słyszy nieraz takie głosy — i ramionami wzrusza...
Owa ziemia, która od tylu wieków żywi ludzi, sfatygowała się już mocno staruszka i coraz bardziéj grymasi. Dogadzać jéj trzeba, pielęgnować, obchodzić się z nią jak z jajkiem, a oglądać się nieustannie czy pan deszcz, albo pani susza, nie wtrącą pomiędzy ziemię a rolnika swoich trzech groszy.
Ale dajmy na to, że wszystko idzie jak po maśle; kapryśna staruszka uproszona, udobruchana, wypielęgnowana jak dziecko, przywdziewa na siebie ogromną perukę z złocistych łanów pszenicy i jęczmienia, gdzie niegdzie jeży się owsem, bieleje żytem, ozdabia grochem kwitnącym i wyką, białemi kwiatkami kartofli i błyszczącemi liśmi buraków...
Tak przystrojona, piękna, obładowana skarbami, wygrzewa się na słońcu, kąpie się w rosie i w deszczach, nareszcie, syta już uciech letnich i wesołości, powiada do rolnika: